niedziela, 19 sierpnia 2018

[179] Darren O'Sullivan - "Osiem minut"



~Witajcie kochani!

W ten piękny, niedzielny wieczór zapraszam na najnowszą recenzję :)





Autor: Darren O'Sullivan

Tytuł: "Osiem minut"

Ilość stron: 335

Wydawnictwo: Harper Collins
Data premiery: 11 lipca 2018








Po wielu ckliwych romansach i przepełnionych namiętnością erotykach, zawładnęła mną żądza brutalności i rozlewu krwi. Wybór był prosty – thriller psychologiczny albo kryminał. Ostateczna decyzja padła na debiutancki thriller Darren’a O’Sullivana, pt. „Osiem minut”.



Chris obiecał żonie, że wkrótce do niej dołączy. Wszystko dokładnie zaplanował, starannie wybrał czas i miejsce. Osiem minut przed przyjazdem pociągu stanął przy krawędzi peronu.

Sarah nie od razu zdaje sobie sprawę, że uratowała samobójcę. Powinna pójść swoją drogą, ale czuje się odpowiedzialna za mężczyznę, któremu ból i desperacja odebrały chęć do życia. Małomówny i tajemniczy Chris coraz bardziej ją intryguje, powoli staje się jej obsesją. Chociaż on wyraźnie jej unika, Sarah zaczyna go śledzić, a potem odwiedzać w domu. Dąży do zacieśnienia znajomości, nie wie, że byłoby lepiej, gdyby niektóre sekrety na zawsze pozostały nieodkryte. Nie wie też, że wkroczyła na śmiertelnie niebezpieczną ścieżkę.




Jak na debiut, „Osiem minut” nie było takie złe. Nie mniej jednak znalazło się kilka zgrzytów, które sprawiły, że ta pozycja jednak idealna nie była. Największym minusem jest zdecydowanie postać Sarah. Boże drogi, ta kobieta prawie doprowadziła mnie do obłędu. 

Jest to irytująca do potęgi desperatka, która po rozstaniu z facetem rzuca się na kolejnego, przypadkowego biedaka (nawet takiego, co chce się rzucić pod pociąg). Naiwnie wierzy, że przeznaczenie zesłało na jej drogę Chrisa. Czuje się jak jakaś super bohaterka, gdyż uważa, że to ona uratowała życie przyszłemu samobójcy (mimo iż tak naprawdę nie zrobiła nic – to była po prostu decyzja Chrisa). I nagle się zakochuje. Tak – zakochuje. W facecie, który się chciał zabić i którego widziała kilka minut. Ale to nie wszystko. Gdy biedak ten proponuje jej kawę (by się jej po prostu pozbyć) ta oniemiała ze szczęścia, od razu planuje założyć z nim rodzinę i żyć długo i szczęśliwie.
Czy tylko ja wyczuwam na odległość jej desperację?
Potem jak na dobrą desperatkę przystało, zamienia się w stalkera. Zdobywa jego adres, nachodzi go, przesiaduje pod drzwiami. Oczywiście wciąż wierzy w swoją super moc ratowania ludzi, a swoje zachowanie tłumaczy tym, że są oni po prostu sobie pisani, bo każde z nich zostało zranione przez bliską im osobę.
Boże, widzisz i nie grzmisz.




Sama w sobie zagadka nie jest jakaś wybitnie zawiła. Myślę, że większość czytelników, nawet takich, co dopiero zaczynają swoją przygodę z thrillerami czy kryminałami, z pewnością potrafiłoby odgadnąć, o co tak naprawdę chodzi. Motyw zbrodni jest również dość przeciętny. Klasyczna klasyczność.



Akcji jako tako w sumie nie ma. Cała historia jest dość monotonna. Praktycznie w każdym rozdziale zawarte są retrospekcje z przeszłości Chrisa. Dodatkowo, w książce umieszczone są fragmenty z dziennika Julii, żony Chrisa, które stanowią ciekawy dodatek do historii. Nagły zwrot akcji następuje w sumie tylko w ostatnich rozdziałach.



Zakończenie było dokładnie takie, jakiego się spodziewałam. Ni to dobrze, ni to źle.  Z jednej strony nie dostał mi się żaden element zaskoczenia, ale z drugiej strony przynajmniej nie byłam rozczarowana  jakimś beznadziejnym finałem.



Książkę czyta się przyjemnie i szybko. Narracja prowadzona jest przez trzy osoby: Chrisa, Sarah i Steve’a – przyjaciela Chrisa. Najwięcej uwagi autor oczywiście poświęcił głównemu bohaterowi, przez co jego portret psychologiczny jest najbardziej dopracowany. Niestety pozostałe postacie, poboczne wątki zostały zepchnięte na bardzo odległy plan, przez co brak w tej historii jakiejś różnorodności w fabule. To z kolei niekorzystnie działa na samo zakończenie, które staje się banalnie przewidywalne. Bo jak można nie rozwikłać zagadki, mając wszystko pod nosem? Zabrakło tutaj jakiś innych poszlak, które potrafiłyby zmylić czytelnika.



„Osiem minut” jako debiutancki thriller, wypadł całkiem nieźle, choć z pewnością autor powinien popracować nad pewnymi kwestiami. Nie mniej jednak, czyta się to dobrze, więc nikomu nie odradzam.







Moja ocena: 7/10






Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.







Ktoś z Was miał już okazję ją przeczytać? Co o niej sądzicie? :)


Przypominam o KONKURSIE :)







Girl from Stars



1 komentarz:

  1. Czytałam już kilka recenzji tej pozycji, ale twoja jest zdecydowanie najbardziej pochlebna. Na razie nie zamierzam po nia sięgać, bo strasznie odstraszają mnie i irytują takie postacie damskie i odbierają mi dużo frajdy z czytania.
    Pozdrawiam, obserwuję i będę wpadać :D
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń